wtorek, 6 czerwca 2017

Płodność- ta sucz, która spędza mi sen z powiek

Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze myślałam, że będę SUPER MAMĄ, która będzie miała trójkę dzieci do kochania i rozpieszczania. Będę im gotować, wymyślać kreatywne zadania, będziemy razem jeździć na rowerach, biegać po mokrej od rosy trawie, śmiać się do łez, a wieczorem będę je usypiać i całować na dobranoc... Piękne, idealne jak bańka mydlana marzenie... Ale któregoś dnia ta bańka mydlana pękła.

W 6 klasie szkoły podstawowej pojawiła się pierwsza miesiączka- zwiastun stania się PRAWDZIWĄ kobietą. Dla mnie jako małej dziewczynki bycie kobietą wiązało się z: noszeniem stanika, miesiączką oraz rodzeniem dzieci. Pomyślałam: JEST! Dwa wyznaczniki bycia kobietą już spełniłam! Pozostał ostatni: urodzić kiedyś dziecko.

Jednak wraz z nadejściem pierwszej miesiączki pojawiły się przeszkody na tych schodkach do przejścia. Druga miesiączka pojawiła się po 3 m-cach, a kolejne po 4-6 m-cach, aż dobrnęłam do 9. miesięcznej przerwy w miesiączkowaniu. Kuleczką byłam od przedszkola jeśli chodzi o moją wagę, ale w okresie dojrzewania pojawiły się uciążliwe czarne włoski na ciele i twarzy. Urodziłam się w latach kiedy chodzenie do kosmetyczki nie było jakoś specjalnie popularne dlatego wpadłam na genialny pomysł: zgolę sobie włoski niepotrzebne! I tak męczę się z nimi do dnia dzisiejszego miewając momenty lepsze (okres po laserze medycznym lub wyrwaniu ich pęsetą) i gorsze.

Miałam się rozwijać jak piękny, młody kwiat, a tu wyszło z tego kwiatu nie wiadomo co... Zamiast super figury, która pojawia się kiedy dziewczyna zaczyna miesiączkować ja rosłam wszerz, do tego wstydziłam się nosić wydekoltowane bluzki, bo wszędzie były czarne włoski. Zamiast kobiecych kształtów moja sylwetka zaczęła przybierać chłopięcą formę- wypukłe pośladki zastąpiło płaskodupie, a plecy poszerzyły się. Zamiast dogadywać się z koleżankami ja uciekałam w chłopięce towarzystwo i do dnia dzisiejszego mam tak, że lepiej rozumie się z osobnikami męskimi- chyba faktycznie jest to kwestia wysokiego testosteronu ;-)

Z pomocą przyszła moja mama, która podpytała tu i tam i zabrała mnie do ginekologa. Do dziś pamiętam jego różowy gabinet i poczekalnię, stres, który starałam się zniwelować czytając w poczekalni Harrego Pottera i pierwszą wizytę u niego. Mając 14 lat wcale nie jest fajnie chodzić do ginekologa... Koleżanki z klasy nie dotarły do niego na swoją pierwszą wizytę nawet do 18. roku życia, a ja w ich wieku byłam już zapaloną weteranką ginekologiczną.

Po kilku wizytach ginekolog stwierdził, że potrzebna mi pomoc endokrynologa. No i się zaczęło... Jazda bez trzymanki- milion pięćset badań z krwi, nieustanne wizyty u lekarza, a przecież miałam się bawić z koleżankami i kolegami, wieść beztroski okres dojrzewania, flirtować na dyskotekach klasowych, wyjeżdżać na wakacje itp. A tutaj średnio raz w tyg wizyta u znienawidzonego ginekologa. W końcu po dziesiątkach wizyt lekarz stwierdził, że wyniki badań potwierdzają jego przypuszczenia. Przekazał mi diagnozę: zespół policystycznych jajników- musisz schudnąć, żeby miesiączka wróciła. Może być ciężko, żebyś w przyszłości miała dziecko.

Dostałam tabletki- jedne na utratę wagi, drugie antykopncepcyjne na wyregulowanie cykli. I tak zaczęła się moja przygoda w PCOS. Mając 15 lat nie myślałam jeszcze o dziecku, raczej cieszyłam się, że mam problem z głowy, bo miesiączka jest co miesiąc. No i tak sobie żyłam w błogiej nieświadomości kilka dobrych lat... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz