Skończyłam opowiadać historię na tym, że CLO cudownie jednak zaczęło działać i pojawiła się nowa nadzieja. Jednak dostałam jedno ciężkie dla mnie zadanie do spełnienia- schudnąć 10 kg... Już kiedyś schudłam, ale dzięki Meridi i nie skończyło się to dla mnie dobrze, bo odbiło się na moim zdrowiu. Zaczęłam walczyć z wagą dietą i ćwiczeniami. Wybrałam się też do endokrynologa na ponowne ustalenie dawki leku. Pani doktor zaleciła 3000 Metformaxu dziennie (3x1000). Waga zaczęła spadać, ale w ślimaczym tempie. Jednak udało się- w marcu 2016 udało się dobrnąć do 10 wyznaczonych kilogramów.
Pojechałam do Pani doktor- specjalistki w dziedzinie leczenia niepłodności z wynikami badań męża i moimi. Ustaliłyśmy, że stymulacja tak jak poprzednio na CLO- jedna tabletka. Minął pierwszy cykl- porażka... O 6.00 rano poleciałam z entuzjazmem na betaHCB, a o 9.00 dostałam miesiączki. Kolejne załamanie, ale nie poddałam się. Minął drugi cykl stymulowany w ten sam sposób. Znowu porażka... Trzeci cykl stymulowany CLO 2x1 tabletka plus zastrzyk z Ovitrelle- niestety też porażka. Usłyszałam od Pani doktor: zdaje sobie Pani sprawę z tego, że jeśli schudła by Pani jeszcze z 2 kg to się tutaj nie spotykamy na stymulacjach? Tylko fajnie się mówi jak zdrowa osoba zaczyna się odchudzać i ma super efekty... Pewnie większość z Was walczy też z nadwagą przy PCOS i wie doskonale jak frustrujące potrafi to być kiedy człowiek odmawia sobie prawie wszystkiego, ćwiczy, a po wejściu na wagę widzi jeszcze kg na "plus" zamiast spadek wagi...
Potem nastał czas kiedy postanowiłam odpocząć od tego wszystkiego, kochać się znowu na spontanie, jeździć na rowerze, napić się wina, skupić na budowaniu domu i rękodziele, które jest moją odskocznią. I tak sobie z mężem podreperowaliśmy psychikę, żeby nabrać nowych sił, optymizmu do dalszej walki.
W lutym trafiłam do dr Cholewy w Tychach- cudowny lekarz, spokojny, rzeczowy i bardzo skrupulatny, przyjmuje także w klinice Angelius Provita. Zlecił podstawowe wyniki hormonalne dla mnie oraz fragmentacje chromatyny męża. U mnie oczywiście standardowo przekroczony testosteron i androstendion, pierwszy raz poznałam także wyniki lipidogramu- delikatnie podwyższone trójglicerydy i cholesterol LDL, a za mało cholesterolu HDL- ale nad tym pracuje wprowadzając do diety np. awokado.
U męża wyniki potwierdziły obniżoną żywotność i ruchliwość, ale DNA było prawidłowe, więc dostał Profertil, witaminę C i witaminę E. Od razu padła propozycja ze strony dr- INSEMINACJA. Z moją obniżoną płodnością oraz wynikami męża zalecał tą opcję. Zgodziliśmy się bez wahania, wykonaliśmy niezbędne badania i w maju tego roku podeszłam do pierwszej inseminacji. Stymulacja znowu na CLO, cykl miał już stracony, ale w końcu 20 dnia pojawił się 10 mm pęcherzyk, potem jeszcze urósł i 27 dc miałam podany zastrzyk z Pregnylu, a 28 dc odbyła się inseminacja. Test z krwi wypadł akurat 26 maja... Niestety znowu negatywny. Bardzo to przeżyłam, tym bardziej, że był to dzień matki. Życzenia mojej mamie złożyłam z płaczem, potem przyszedł się jeszcze do mnie pobawić roczniak mojej siostry i już w ogóle się rozkleiłam... Ale dzięki mojej kochanej, poznanej na towsrodku.pl siostrzyczce Asi szybko zapomniałam o niepowodzeniach, zresetowałam głowę, naładowałam baterie i walczę dalej :) Szkoda, że wzajemne problemy i cierpienie postanowiło nas sobie Asiu na drodze, ale paradoksalnie cieszę się z tego bardzo, bo mam swoją bratnią duszę, która zawsze mnie wysłucha i pomoże! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz