wtorek, 6 czerwca 2017

No dobra mam PCOS, ale przecież to nic takiego...

Kiedy zdiagnozowano u mnie zespół policystycznych jajników mój ginekolog-endokrynolog stwierdził, że tabletki antykoncepcyjne będę brać raczej do końca życia. Chodziłam regularnie na wizyty kontrolne i po recepty na kolejne opakowania tabletek antykoncepcyjnych. Kiedy byłam jego pacjentką nigdy nie widziałam obrazu z USG moich jajników. Leczenie u niego trwało 5 lat. O ile mogę to leczeniem nazwać, bo przepisanie tabletek antykoncepcyjnych nic tak naprawdę nie załatwiło. Leki, które dostałam od niego na utratę wagi zostały wycofane, bo uznano je jako szkodliwe... Pewnie nie jedna z Was miała do czynienia z Diane35 lub Meridią.

Trwałam tak sobie w tym 5 letnim letargu, aż któregoś dnia zaczęłam mieć problemy z wysokim ciśnieniem (160/100 w wieku 20 lat raczej nie jest normalnym zjawiskiem). Trafiłam do super Pani doktor kardiolog, która po przeprowadzeniu wywiadu medycznego ze mną skierowała mnie od razu do endokrynologa. Zostałam skierowana na oddział endokrynologiczny na badania. Dopiero po badaniach padła pełna diagnoza: zespół policystycznych jajników, upośledzona tolerancja glukozy, hiperandrogenizm jajnikowy. Zalecenia: utrata wagi (bez wskazania zaleceń dietetycznych czy skierowania do poradni), Glucophage 750, Bromergon 1/2 tbl., Yasminelle. Jakie było moje zdziwienie kiedy lekarz pokazał mi na USG jak wyglądają moje jajniki, a raczej "sitka" bo tak właśnie wyglądały jajniki, na których znajdowało się mnóstwo małych, czarnych pęcherzyków.

Zaczęłam kolejną partię leków po których czułam się fatalnie. Organizm musiał się przyzwyczaić do Bromergonu, po którym wymiotowałam, miałam zawroty głowy i zimne poty. Do tego Glucophage. Zaczęłam czytać na temat diety dla diabetyków. Na początek odstawiłam dodawanie cukru do kawy i herbaty, bo wychodziło, że codziennie potrafiłam dosłodzić sobie tym sposobem życie o dodatkowe 8 łyżeczek cukru... 8 łyżeczek codziennie bliżej do deski grobowej.

W tym czasie poznałam mojego obecnego męża. Na początku nie informowałam go o swojej przypadłości, bo po co skoro nie planowaliśmy jeszcze ślubu, rodziny itp. Wiedział, że moje drugie śniadanie to garść tabletek, ale też nie dociekał na co mi one. Dopiero po jakimś czasie, a właściwie po przegadaniu ze swoją głową wielu nocy powiedziałam mu, że mogę mieć problem z zajściem w ciążę. Zaakceptował mnie taką jaką jestem i udowodnił mi wiele razy, że dla niego możliwość życia bez dziecka też istnieje. Zawsze powtarza mi, że jestem ważniejsza i to ze mną chce spędzić swoje życie- bez względu na to czy będziemy mieć dziecko czy nie. Ucieszyłam się, że mam takiego super wyrozumiałego chłopaka no i żyliśmy sobie bez stresu nadal, tym bardziej, że nie trzeba się było martwić, bo przecież brałam tabletki antykoncepcyjne.

Zaplanowałam sobie najbliższe lata: praca, studia, wakacje, spotkania z przyjaciółmi. I tak było do momentu ślubu. Przed ślubem moje plany realizowały się bez większych utrudnień (no może fryzjerka z ręką w gipsie w dniu ślubu nie była zaplanowana...), znacznie gorzej było już po ślubie. Zaczęły się STARANIA O DZIECKO.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz