wtorek, 6 czerwca 2017

JUPI! Będzie dziecko! Musi być!

JUPI! Zaczynamy walkę o dzidzię, będzie dziecko! Na pewno! Tu i teraz, bo przecież od 11 lat mnie leczą- nie ma innej opcji. A jednak jest... Jednak ten entuzjazm się ulotnił. Z każdym kolejnym cyklem- tak, cyklem, bo od 3 lat życie rządzi się cyklem- coraz ciężej nastawiać się pozytywnie, że się uda.

Co z tego, że usłyszałam jako 15 letnia smarkula, że nie będę mamą? Pfff... To śmieszne! Na pewno będę! Inne koleżanki z PCOS też są dzisiaj mamami, więc czemu ze mną ma być inaczej.
Po ślubie pojechaliśmy z mężem na podróż poślubną. Tabletki anty oczywiście od razu odstawiłam i jechałam na urlop z myślą w głowie: Uda się! Przecież to podróż poślubna, tyle historii przeczytałam, że właśnie wtedy kobiety "zaciążały"! Podróż minęła, wróciliśmy z naładowanymi bateriami, a okres, który miał nadejść nie nadszedł. Oczywiście doszukałam się pierwszych objawów ciążowych jak ból piersi czy zawroty głowy. No to poleciałam po test do apteki! Całą noc nie spałam, rano nasikałam i modliłam się "proszę druga kreseczko pokaż się!"... Ale niestety kreseczka się nie pokazała. Na kolejnych 3 testach również. Tak minęło 56 dni cyklu aż trafiłam do cudownej Pani doktor. Co się okazało? Ciąży nie ma, ale jest torbiel ponad 3 cm. Złość, płacz, załamanie. Na szczęście Duphaston pomógł i torbiel się wchłonęła. Dostałam zalecenia odnośnie suplementacji na najbliższe cykle: Wit. D3 1000, mio-inozytol w postaci saszetek Inofem, magnez, wit. B-complex. Dodatkowo miałam robić testy owulacyjne. I tak minęły kolejne dwa cykle, podczas których miałam monitoringi, sikałam codziennie na testy owulacyjne, ale one i tak nic nie pokazywały. Przyszły pierwsze wspólne święta... Jedynym prezentem jaki chciałam otrzymać były słowa: gratulacje, będzie Pani mamą... Jedyny prezent jaki chciałam podarować były słowa: gratulacje, będziesz kochanie tatą... Ale niestety te słowa nie zostały ani przeze mnie usłyszane ani wypowiedziane.

W styczniu zgłosiłam się na kolejne USG- okazało się, że cudownie mam własną owulację, bez stymulacji. Znowu czekanie, kochanie się z mężem o 3 nad ranem kiedy on przyszedł z pracy, a ja nastawiałam budzik przed swoją pracą, żeby przypadkiem nie przegapić TEGO dnia cyklu. Podczas ewentualnej owulacji kochałam męża całym sercem, całą sobą! Najważniejsze było dla mnie, żeby był w domu, żeby absolutnie w tym czasie nie wybieraliśmy się na imprezę, żeby nie pił alkoholu. Owulacja stała się moją paranoją! niestety i tym razem się nie powiodło. Kolejny test ciążowy wywołał miesiączkę tego samego dnia- do dnia dzisiejszego nie robię testów, bo wiążą się one u mnie jedynie z płaczem. Usłyszałam od Pani doktor, że zazwyczaj pacjentki z PCOS zachodzą w ciążę, ale może to zająć nawet do 5 lat. Pomyślałam wtedy, że nie dam rady! Dopiero pół roku minęło, a ja czuję się wyczerpana psychicznie. Ale przypomniałam sobie po co to zaczęłam... Przypomniałam sobie, że na samym szczycie mojej piramidy celów jest ZOSTAĆ MAMĄ.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta Słomiak4 stycznia 2019 09:02

    Pozostaje mi tylko pogratulować bo już pewnie maluszek urodził się i jesteś najszczęśliwszą mamą na świecie. Ja jak byłam w ciąży to korzystałam z kalendarza ciąży https://plodnosc.pl/kalendarz-ciazy/17-tydzien który doskonale informował mnie na jakim etapie jest moja ciąża. Bardzo skuteczna pomoc dla każdej młodej niedoszłej mamy :)

    OdpowiedzUsuń