Wczoraj poszłam na badania i zrobiłam beta HCG. Kolejny raz cały dzień siedziałam z nadzieją, że się udało, sprawdzałam piersi czy aby nadal bolą, interpretowałam bóle podbrzusza czy zwiastują nadchodzący okres, czy może to jednak bardziej mrowiące bóle zwiastujące, że się udało...
Tuż przed godziną 16.30 na maila otrzymałam wyniki badania. Beta HCG <0.100. Na początku było normalnie: pomyślałam spoko, tak się nastawiałam. Podjechała po mnie moja wspaniała sis, bo umówiłyśmy się na wspólne pieczenie ciasteczek świątecznych. Asia była przekonana, że nam się tym razem udało. Ta jej siła pomogła mi znieść czas oczekiwania na wyniki. Przy okazji zbadałam także homocysteinę, progesteron, wit. B12 oraz kwas foliowy. Razem z wynikiem bety dostałam także progesteron. Brałam przez 9 dni 2x1 tabletkę Duphastonu, a wczorajszy dzień był prawdopodobnie 12 dniem po owulacji. Wynik progesteronu- 3.74 przy normach dla fazy lutealnej 1.83-23.90. Jestem wściekła! Poprosiłam jakieś 1.5 roku temu o zmianę luteiny dopochwowej na duphaston, ponieważ zaczęły się u mnie upławy i swędzenie. Żaden z lekarzy, do których chodziłam nie kazał mi badań progesteronu, wczorajsze badanie zrobiłam "na własną rękę". Wyniki wysłałam do mojego ginekologa. Odpisał mi, że będziemy musieli zmienić Duphaston na Luteinę dopochwową 2x1 tabl. Oczywiście w mojej głowie od razu pojawiło się pytanie: a jeśli to zadecydowało, że dwie inseminacje się nie udały?
Kryzys przyszedł wieczorem, kiedy wróciłam do domu. Podzieliłam się z mężem informacją, na którą padła jego odpowiedź: TRUDNO. To jego "przejęcie" rozbiło mnie jeszcze bardziej. Zamknęłam się w łazience i płakałam, tak jak dawno nie płakałam. Z bezsilności, ze złości, że pacjent musi wyjść przed szereg, żeby lekarz go (brzydko mówiąc) nie olał i beznadziejności, że znowu zawiodłam, bo tak zawsze się czuję kiedy na teście pojawia się jedna kreska lub dostaję wynik beta HCG <0.100. Oliwy do ognia dolały jeszcze reklamy w stylu: zrealizujesz swoje największe marzenia świąteczne itp.
Dziś mam oczy spuchnięte, przyklejony sztuczny uśmiech do twarzy i myślę tylko nad tym co jeszcze mogę zrobić, żeby sobie pomóc. Łykam milion tabletek dziennie, a wydaje się, że to też niewiele pomaga. Zamówiłam dzisiaj Dong Quai i niepokalanek. Nowy cykl zaczynam z ziołami ojca Sroki oraz wspomnianymi "wspomagaczami". Do tego wit. E, C, D3 2000 j., magnez+B6, miovarian, palma sabałowa, Metformax 3x1000, koenzymQ10- także jak widzicie mało tego nie jest. Nie mam jeszcze wyników z pozostałych badań. Kwas foliowy badałam 2 lata temu, nie było w jakimś rewelacyjnym poziomie, bo przy normach od 3 do 24 wynosił 9, ale po tym wyniku zaczęłam pić Miovarian- jak już kiedyś wspomniałam ten suplement zawiera zmetylowaną wersję kwasu foliowego. Zobaczę też jak wypadnie wit. B12, bo one jest "wypłukiwana" z organizmu podczas przyjmowania metforminy, a ja leki na cukrzycę biorę już prawie 9 lat i to w wysokich dawkach. Wprawdzie B12 zawarte jest w Miovarinie, ale obawiam się, że dawka będzie za mała.
Dam Wam znać jak wypadły kolejne badania. 10 stycznia mam wizytę u innego lekarza, bo mam wrażenie, że obecny ginekolog nie ma na mnie pomysłu, a nie chcę tracić cykli po laparoskopii. Druga sprawa jest taka, że nie wiem na ile wystarczy mi jeszcze sił do starań. Czuję, że z każdą nową nadzieją umiera ona szybciej niż się pojawia i niedługo trzeba będzie zacząć zbierać na in vitro, bo chyba w ten sposób się to u nas skończy. Pozdrawiam Was kochane i niedługo do Was wracam z nowymi wynikami badań i przemyśleniami.
Jeśli szukasz dobrego kalkulatora beta hcg to polecam https://plodnosc.pl/kalkulator-beta-hcg/
OdpowiedzUsuń