Hejo wojowniczki! :) Wczoraj miałam drugą wizytę u dr Kluszczyka. Powoli wiemy z mężem na co się nastawić. On ma parę preparatów na poprawę ruchliwości, a mianowicie:
- koenzym Q10 3x1 tabl,
- 300 mg kwasu ALA alfa liponowego,
- wit. E 400 1xdziennie,
- 3g karnityny.
Ten zestaw witamin poprawi plemniorki w zakresie ruchliwości. Pozostałe parametry nasienia oraz fragmentacja chromatyny są prawidłowe. Wymienione witaminy to głównie antyoksydanty, karnityna dodatkowo spala tłuszcz- lekarz mówił, że ja też mam ją przyjmować, także planuję dołożyć do tego 3-4 razy w tygodniu spokojny trening jak np. rowerek czy orbitrek.
Gorzej sprawa wygląda niestety ze mną, bo nie wiadomo w sumie co mi jest. Tak naprawdę każdy z poprzednich ginekologów powielał badania hormonalne, które niewiele wnosiły, bo przy PCOS wyniki hormonów odbiegają jednak od norm zalecanych. Na początku dr Kluszczyk wytłumaczył nam pokrótce jak to może z nami wyglądać. Jeśli chodzi o zdiagnozowanie nas to na początek pójdziemy w badania immunologiczne. Ja mam zrobić badania: test IMK oraz test CBA. Jeśli w ich zakresie będą jakieś nieprawidłowości to ustalimy o jakie badania jeszcze poszerzyć diagnostykę. Co do mojego męża to ma zrobić test na obecność przeciwciał przeciwplemnikowych z krwi. Wcześniej miał robiony test MAR z nasienia i on wyszedł dobrze.
Ponadto lekarz podejrzewa u mnie trombofilię wrodzoną i stwierdził, że patrząc na mnie uważa, że mam jakiś immunologiczny problem, teraz tylko pozostaje go zdiagnozować. Dzisiaj będę dzwonić, żeby dowiedzieć się jakie pozostałe badania mam jeszcze wykonać... A raczej mówiąc kolokwialnie: ile kasy sobie przygotować...
Post zatytułowałam "Odmówił mi USG" tak żartobliwie, ponieważ dr Kluszczyk to człowiek o mocnym, moim zdaniem także dominującym charakterze i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Zapytałam go czy mógł by mi zrobić USG potwierdzające, że pęcherzyk z zeszłego tygodnia pękł i nie muszę się martwić (od poniedziałku przyjmuję luteinę dopochwowo 2x1 tabl 100 mg). I wiecie co? ODMÓWIŁ! Dla mnie było to szokiem, bo przecież jak to?! A jak będzie torbiel? - pomyślała moja ceśbinkowa natura. Doktor zapytał mnie: a po co Ci wiedzieć czy on pękł? Mało masz pieniędzy? Jak nie masz bólu to znaczy, że pękł. Jak ciąża będzie miała być to będzie :) Stwierdził jeszcze, że to niesamowite jak kobiety mają zblokowaną głowę przez manię robienia USG, a to według niego nic dobrego.
Dopytałam go jeszcze odnośnie obecnie stosowanej diety. Niestety na razie, dopóki nie zrobię badań, mam wrócić do glutenu i innych rzeczy- mam po prostu jeść tak jak przed dietą, bo zaburzy nam dieta wyniki badań, a nie wiem, czy przypadkiem nie każe mi lekarz zrobić testu na celiakie. Postanowiłam jednak zostać przy śniadaniach białkowo-tłuszczowych i nadal ograniczać cukier, bo nawet całkiem nieźle mi szło. Po wynikach badań, jeśli nie będzie przeciwwskazań, wrócę do diety ketogenicznej. Po moim ostatnim wpisie na grupie fb rozgorzała dyskusja, że keto szkodzi itp. Jestem zdania, że każda DIETA może zaszkodzić, tak samo jak każdy BRAK DIETY może zaszkodzić. Osobiście po tygodniu stosowania diety ketogenicznej czuję się znacznie lepiej, w sobotę sprawdzę jeszcze jak waga- podczas ostatniego ważenia w sobotę, po zaledwie 3 dniach keto, waga wskazała -1.5 kg. Mam więcej energii, lepiej sypiam, nie czuję głodu, z dnia na dzień rzuciłam słodycze. Teraz przy normalnym żywieniu wprowadzę na powrót chleb, makaron, kasze, więcej owoców, ale tak jak wspomniałam- śniadania białkowo-tłuszczowe, zdrowe tłuszcze, ograniczony do minimum cukier oraz nawyk picia wody zostają.
W następnym poście opiszę dokładnie jakie jeszcze badania zlecił mi lekarz. Póki co muszę przetrawić wszystkie wiadomości, bo to dla mnie pewna nowość, a nowości budzą czasem we mnie niepokój.
Płodność to taka sucz, która spędza mi sen z powiek. Blog będzie poświęcony płodności, bezpłodności, niepłodności i emocjom im towarzyszącym z perspektywy PCOwiczki, bo właśnie nią jestem.
środa, 17 stycznia 2018
czwartek, 11 stycznia 2018
Nowa nadzieja po wizycie u nowego lekarza
Pewnie każda z Was przerabiała w swoich staraniach wymianę lekarza na "nowy model". Ja już przeszłam przez 5, którzy próbowali pomóc, ale niestety wyczerpały się im chyba pomysły na mnie.
Wczoraj trafiłam do dr Kluszczyka, który ma swoje gabinety w Wodzisławiu, Rybniku, Czerwionce oraz zajmuje się in vitro w Ostravie. W sobotę 6.01. dzwoniłam jeszcze do dr Cholewy, bo prosił o telefon. Pomyślałam, że może jednak ma pomysł na mnie i coś ruszy :) Ale okazało się, że jego pomysłem jest utrata wagi, po utracie wagi ewentualnie max 2 inseminacje, a potem poszedł by w kierunku in vitro. Zapytał jak spadek wagi, odpowiedziałam, że 3 kg w ciągu miesiąca, na co Pan doktor stwierdził, że 3 kg to żaden spadek wagi... Więc nie wiem, chyba miałam 10 kg w miesiąc zrzucić :) Grzecznie z nim porozmawiałam i stwierdziłam, że mam tego dość. Rozumiem, że utrata wagi powoduje lepszą płodność, że hormony wracają do normy i niesie to same dobro dla organizmu i zdrowia. Ale same dobrze wiecie jak czasami jest ciężko!
Wracając do wczorajszej wizyty :) Dr Kluszczyk jest specyficzny, na początku odniosłam wrażenie, że jest lekko zarozumiały, ale potem okazał się "super gościem" :P Zobaczył moje nowe wyniki badań plus moje i męża stare wyniki sprzed inseminacji. Pierwsze co, to stwierdził, że za dużo tych badań to ja nie mam ;-) A byłam święcie przekonana, że jest przeciwnie, bo mam hormony, AMH, kwas foliowy, wit. B12, homocysteina, wit. D3, ureaplasme, mykoplasme i chlamydie, do tego wszystkie badania przed inseminacją typu HIV, różyczka itd.
Doktor przeleciał szybko przez wyniki i stwierdził, że widzi już parę luk w badaniach. Przede wszystkim wyniki z homocysteiny (wynik 9.41) i kwasu foliowego (wynik 11.5 przy 2-letnim suplementowaniu kwasem zmetylowanym z Miovarianu) mogą wskazywać albo na mutację genu MTHFR albo na wrodzoną trombofilię. Jeśli okaże się, że mam trombofilię to jak to lekarz stwierdził: mogę skakać od rana do nocy na siłowni a i tak nie będę chudnąć dopóki nie unormuje jej. Druga sprawa jest taka, że nie miałam też robionych badań czy nie mam przypadkiem podwyższonych komórek NK. Za tydzień mam przyjść z mężem na wizytę i doktor przedstawi nam konkretny plan działania. Powiedziałam mu prosto z mostu, że denerwuje mnie to, że każdy lekarz jak się nie udaje nie zleca badań tylko zwala na nadwagę. Doktor lekko się uśmiechnął i powiedział, że zna dużo bardziej otyłych kobiet, które jakoś zaszły w ciążę pomimo PCOS i urodziły dzieci, więc nie jest tak źle ze mną.
Czekam z niecierpliwością na przyszły tydzień i nowy plan działania, bo wiadomo- nowy plan, nowa nadzieja :) Wczorajsze USG potwierdziło też, że zbliża się owulacja na lewym jajniku, pęcherzyk miał wczoraj około 22 mm. W tym cyklu suplementuję się: 2x1 tabl Dong Quai, 1x1 tabl niepokalanek, 1x1 tabl palma sabałowa, wit. D3 2000 j, koenzymQ10 30 mg, magnez B6. Do tego standardowo metformax i piję mieszankę ziół Ojca Sroki :)
Przeszłam też na dietę ketogeniczną, która opiera się na zdrowych tłuszczach, a węglowodany ogranicza się do 50 g dziennie. Póki co czuję się świetnie, w końcu nie chodzę senna, od dwóch dni nie sięgnęłam po słodycze, a wcześniej nie mogłam wytrzymać nawet jednego dnia. Akurat jeśli chodzi o jedzenie to jestem typowym mięsożercą, więc bardzo pasuje mi ta dieta, bo mogę jeść mięso w połączeniu ze zdrowymi tłuszczami. Będę Was na bieżąco informować co tam nowego wymyślił doktorek i jak moje postępy w odchudzaniu :)
Wczoraj trafiłam do dr Kluszczyka, który ma swoje gabinety w Wodzisławiu, Rybniku, Czerwionce oraz zajmuje się in vitro w Ostravie. W sobotę 6.01. dzwoniłam jeszcze do dr Cholewy, bo prosił o telefon. Pomyślałam, że może jednak ma pomysł na mnie i coś ruszy :) Ale okazało się, że jego pomysłem jest utrata wagi, po utracie wagi ewentualnie max 2 inseminacje, a potem poszedł by w kierunku in vitro. Zapytał jak spadek wagi, odpowiedziałam, że 3 kg w ciągu miesiąca, na co Pan doktor stwierdził, że 3 kg to żaden spadek wagi... Więc nie wiem, chyba miałam 10 kg w miesiąc zrzucić :) Grzecznie z nim porozmawiałam i stwierdziłam, że mam tego dość. Rozumiem, że utrata wagi powoduje lepszą płodność, że hormony wracają do normy i niesie to same dobro dla organizmu i zdrowia. Ale same dobrze wiecie jak czasami jest ciężko!
Wracając do wczorajszej wizyty :) Dr Kluszczyk jest specyficzny, na początku odniosłam wrażenie, że jest lekko zarozumiały, ale potem okazał się "super gościem" :P Zobaczył moje nowe wyniki badań plus moje i męża stare wyniki sprzed inseminacji. Pierwsze co, to stwierdził, że za dużo tych badań to ja nie mam ;-) A byłam święcie przekonana, że jest przeciwnie, bo mam hormony, AMH, kwas foliowy, wit. B12, homocysteina, wit. D3, ureaplasme, mykoplasme i chlamydie, do tego wszystkie badania przed inseminacją typu HIV, różyczka itd.
Doktor przeleciał szybko przez wyniki i stwierdził, że widzi już parę luk w badaniach. Przede wszystkim wyniki z homocysteiny (wynik 9.41) i kwasu foliowego (wynik 11.5 przy 2-letnim suplementowaniu kwasem zmetylowanym z Miovarianu) mogą wskazywać albo na mutację genu MTHFR albo na wrodzoną trombofilię. Jeśli okaże się, że mam trombofilię to jak to lekarz stwierdził: mogę skakać od rana do nocy na siłowni a i tak nie będę chudnąć dopóki nie unormuje jej. Druga sprawa jest taka, że nie miałam też robionych badań czy nie mam przypadkiem podwyższonych komórek NK. Za tydzień mam przyjść z mężem na wizytę i doktor przedstawi nam konkretny plan działania. Powiedziałam mu prosto z mostu, że denerwuje mnie to, że każdy lekarz jak się nie udaje nie zleca badań tylko zwala na nadwagę. Doktor lekko się uśmiechnął i powiedział, że zna dużo bardziej otyłych kobiet, które jakoś zaszły w ciążę pomimo PCOS i urodziły dzieci, więc nie jest tak źle ze mną.
Czekam z niecierpliwością na przyszły tydzień i nowy plan działania, bo wiadomo- nowy plan, nowa nadzieja :) Wczorajsze USG potwierdziło też, że zbliża się owulacja na lewym jajniku, pęcherzyk miał wczoraj około 22 mm. W tym cyklu suplementuję się: 2x1 tabl Dong Quai, 1x1 tabl niepokalanek, 1x1 tabl palma sabałowa, wit. D3 2000 j, koenzymQ10 30 mg, magnez B6. Do tego standardowo metformax i piję mieszankę ziół Ojca Sroki :)
Przeszłam też na dietę ketogeniczną, która opiera się na zdrowych tłuszczach, a węglowodany ogranicza się do 50 g dziennie. Póki co czuję się świetnie, w końcu nie chodzę senna, od dwóch dni nie sięgnęłam po słodycze, a wcześniej nie mogłam wytrzymać nawet jednego dnia. Akurat jeśli chodzi o jedzenie to jestem typowym mięsożercą, więc bardzo pasuje mi ta dieta, bo mogę jeść mięso w połączeniu ze zdrowymi tłuszczami. Będę Was na bieżąco informować co tam nowego wymyślił doktorek i jak moje postępy w odchudzaniu :)
wtorek, 2 stycznia 2018
Nowy Rok- Nowa Ja! Czyli o postanowieniach noworocznych z przymrużeniem oka
Hej wojowniczki :) Przede wszystkim chciałam Wam życzyć obfitującego w ciąże nowego roku- ale Wasze ciąże! (no dobra i moją też :P ).
Postanowienia noworoczne spisane ładnie na karteczce? Ja robiłam tak od paru lat i zawsze pojawiało się tam postanowienie, a raczej głośno wypowiedziane życzenie, żeby zajść w ciążę. Pamiętam jak tuż po ślubie przeliczałam sobie w myślach: aha, mam 26 lat, jak zajdę w ciążę do końca roku to urodzę dziecko jako 27. latka. Pomyślałam wtedy- kurde stara będę... A kij z tym, najwyżej zrobimy sobie drugie dziecko do dwóch lat, tak, żebym na 30. miała już dwójkę dzieci- oczywiście najlepiej parkę, chłopca i dziewczynkę.
Tak się składa, że w tym roku będę obchodzić właśnie 30 urodziny, a dziecka ani widu, ani słychu. Istnieje tam sobie gdzieś w mojej bujnej wyobraźni, ale nie dało rady jeszcze się zmaterializować. Z jednej strony przykre, bo 3.5 roku starań dało mi popalić. Z drugiej strony- trudno. Mam już za sobą etap, w którym najchętniej zapadłabym się pod ziemię, bo nie mogę zajść w ciążę.
W tym roku nie spisałam listy postanowień, bo zazwyczaj około lutego ginie ona śmiercią naturalną, zagrzebana w stercie innych sprawunków do zrobienia. Sięgałam po nią zazwyczaj około listopada po to tylko, żeby przekonać się jak słabą silną wolę mam :P
Nowy Rok- Nowa Ja! Co roku to sobie powtarzam i co roku na skutek przeciwności losu, własnego lenistwa i dokopywania mi ze strony niepłodności plan ten się nie udaje. Uczę się silnej woli, ale tak jak mam miękkie serce i jestem zbyt łatwowierna tak potrafię jeden dzień utrzymać postanowienie, że nie będę jadła słodyczy- reasumując moja silna wola śpi gdzieś głęboko we mnie i nie chce się z tego "zimowego" snu przebudzić. Kiedyś przeczytałam takie fajne stwierdzenie, że zamiast spisywać postanowienia noworoczne lepiej zamienić je na cele do zrealizowania. Dzięki Wam nauczyłam się, że czasem upór pomaga. Dlatego w tym roku mam zamiar od razu zacząć działać, a nie tylko planować :)
Moje postanowienie w tym roku to zadbanie o moje zdrowie, które jest trochę wyniszczone od tych 15 lat kiedy dowiedziałam się, że mam PCOS. Jestem już po badaniach hormonalnych, także jak tylko otrzymam komplet wyników na pewno podzielę się z Wami :)
Jeszcze raz życzę Wam, aby spełniło się wszystko co sobie postanowicie czy zamierzycie w tym roku!
Jeśli lubujecie się tak jak ja w wypełnianiu planerów i kalendarzy to zapraszam Was na stronkę My Pink Plum- jest tak do pobrania darmowy planer miesięczny do wydruku. Kalendarz książkowy dorwałam wczoraj w Biedrze za 9,99 zł ;-)
Postanowienia noworoczne spisane ładnie na karteczce? Ja robiłam tak od paru lat i zawsze pojawiało się tam postanowienie, a raczej głośno wypowiedziane życzenie, żeby zajść w ciążę. Pamiętam jak tuż po ślubie przeliczałam sobie w myślach: aha, mam 26 lat, jak zajdę w ciążę do końca roku to urodzę dziecko jako 27. latka. Pomyślałam wtedy- kurde stara będę... A kij z tym, najwyżej zrobimy sobie drugie dziecko do dwóch lat, tak, żebym na 30. miała już dwójkę dzieci- oczywiście najlepiej parkę, chłopca i dziewczynkę.
Tak się składa, że w tym roku będę obchodzić właśnie 30 urodziny, a dziecka ani widu, ani słychu. Istnieje tam sobie gdzieś w mojej bujnej wyobraźni, ale nie dało rady jeszcze się zmaterializować. Z jednej strony przykre, bo 3.5 roku starań dało mi popalić. Z drugiej strony- trudno. Mam już za sobą etap, w którym najchętniej zapadłabym się pod ziemię, bo nie mogę zajść w ciążę.
W tym roku nie spisałam listy postanowień, bo zazwyczaj około lutego ginie ona śmiercią naturalną, zagrzebana w stercie innych sprawunków do zrobienia. Sięgałam po nią zazwyczaj około listopada po to tylko, żeby przekonać się jak słabą silną wolę mam :P
Nowy Rok- Nowa Ja! Co roku to sobie powtarzam i co roku na skutek przeciwności losu, własnego lenistwa i dokopywania mi ze strony niepłodności plan ten się nie udaje. Uczę się silnej woli, ale tak jak mam miękkie serce i jestem zbyt łatwowierna tak potrafię jeden dzień utrzymać postanowienie, że nie będę jadła słodyczy- reasumując moja silna wola śpi gdzieś głęboko we mnie i nie chce się z tego "zimowego" snu przebudzić. Kiedyś przeczytałam takie fajne stwierdzenie, że zamiast spisywać postanowienia noworoczne lepiej zamienić je na cele do zrealizowania. Dzięki Wam nauczyłam się, że czasem upór pomaga. Dlatego w tym roku mam zamiar od razu zacząć działać, a nie tylko planować :)
Moje postanowienie w tym roku to zadbanie o moje zdrowie, które jest trochę wyniszczone od tych 15 lat kiedy dowiedziałam się, że mam PCOS. Jestem już po badaniach hormonalnych, także jak tylko otrzymam komplet wyników na pewno podzielę się z Wami :)
Jeszcze raz życzę Wam, aby spełniło się wszystko co sobie postanowicie czy zamierzycie w tym roku!
Jeśli lubujecie się tak jak ja w wypełnianiu planerów i kalendarzy to zapraszam Was na stronkę My Pink Plum- jest tak do pobrania darmowy planer miesięczny do wydruku. Kalendarz książkowy dorwałam wczoraj w Biedrze za 9,99 zł ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)